Barber Shop - Enklawa męskości

Klienci przychodzą, by przyciąć zarost, napić się szkockiej whisky i zrelaksować po ciężkim dniu. Dzisiejsze salony barberskie to prawdziwe enklawy męskości.


Na wejściu wita mnie zapach wody kolońskiej i szeroki uśmiech
barbera Alexa.
- Zapraszamy. Panie to u nas niecodzienny widok. Zdarzają się za to nawet 3 pokolenia mężczyzn z jednej rodziny! - mówi ze śmiechem. Zaciekawiona rozglądam się wokół. Rzeczywiście, ekskluzywne wnętrze nie pozostawia złudzeń, do kogo skierowana jest oferta salonu. Całość wystroju utrzymano w surowym, klasycznym stylu. W centrum znajdują się skórzane fotele, obok luster lśnią groźnie ostrza brzytw. W pobliżu rozłożystych sof leżą najnowsze numery męskich magazynów. Zawieszam wzrok na barku z alkoholem. Widząc moje pytające spojrzenie, Alex tłumaczy:


- Zależy nam na stworzeniu kameralnej, odprężającej atmosfery. To miejsce, w którym mężczyźni do woli żartują we własnym gronie, rozmawiają o sprawach bieżących. Stąd szeroki wybór kaw, herbat,
napojów wysoko i niskoprocentowych. Całość sprzyja odpoczynkowi i rozluźnieniu się. W końcu wizyta u prawdziwego golibrody jest jak rozmowa z barmanem – można powiedzieć mu wszystko.
W ten sposób kultywowane są tradycje barbershopów, które jako męskie miejsce spotkań i pielęgnacji funkcjonowały z powodzeniem od XVIII w. aż do lat 70. ubiegłego stulecia. Wtedy, wraz ze zmianą trendów i popularyzacją maszynek jednorazowych, fach barbera odszedł na kilka kolejnych dekad w zapomnienie. W miejsce salonów dla panów powstały zakłady obsługujące obie płcie, kładące coraz większy nacisk na damską klientelę, które brodaczom miały niewiele do zaoferowania. Era maszynek nie zdołała jednak wyplewić zapotrzebowania na profesjonalnych balwierzy – bo tak tradycyjnie nazywano ten zawód. Ci od kilku lat przeżywają swój renesans. Przychodzą do nich młodzi zachęceni przez kolegów, studenci szukający ekstrawagancji, jak i mężczyźni pragnący dopełnienia wizerunku gentlemana. Niektórzy dobrze wiedzą, jaki efekt chcą uzyskać, inni dopiero wyruszają w swoją przygodę z pielęgnacją zarostu. Dużą zaletą wielu nowych salonów jest to, że łączą usługi fryzjerskie z barberskimi.


- Zajmujemy się kompleksową pielęgnacją męskiej twarzy. Wielu panów nie wie, jak dobrać profesjonalne kosmetyki do brody czy włosów – mówi Alex wskazując na półki pełne olejków, past i pomad.


- Tymczasem to wszystko zostało stworzone po to, aby zadbanym wyglądem cieszyć się jak najdłużej. Kilkanaście sekund
poświęcone na nałożenie rano odrobiny produktu potrafi zdziałać cuda. Organizujemy również cykliczne spotkania, gdzie nasi goście  mogą uczyć się od barberskich mistrzów technik golenia w domu.
Na moje pytanie, czy przez taką edukację salon nie zmniejsza popytu na swoje usługi, pada odpowiedź:


- Zainteresowani wracają rzadziej, ale już jako stali klienci, zazwyczaj przyprowadzając ze sobą znajomych. Cenią precyzję naszych barberów. Mamy dostęp do najlepszego sprzętu, profesjonalnych kosmetyków, dodatkowo oświetlenie kinematograficzne nad fotelami zapewnia symetryczność, o jaką trudno w domu.
Możliwość jednoczesnego odświeżenia zarostu i fryzury jest bardzo wygodna. Goście są także ciekawi naszego rozwoju – przechodzimy częste szkolenia, musimy znać cięcia klasyczne, jak i najnowsze trendy.
Gdy klient przychodzi po raz pierwszy, wspólnie wybieramy takie cięcie i fryzurę, które wydobędą jego osobowość i dodadzą pewności siebie. Ci, którzy wracają, coraz śmielej eksperymentują i pytają o nowości. W tym sezonie powoli słabnie zasięg popularnego od dłuższego czasu undercut, czyli fryzury z wygolonymi bokami i tyłem, a zapuszczoną grzywką. Na męskich głowach znów zakrólują włosy dłuższe, które można zaczesać klasycznie do tyłu (tzw. slicked back), bądź oddzielone wyraźnym przedziałkiem (side part), na odważnych czeka pompadour w stylu Elvisa Presleya.

Podczas gdy Alex opowiada o swoich najciekawszych fryzurach, do salonu pewnym krokiem wchodzi 2 klientów, jak się dowiaduję - ojciec i syn.


- Ja zaciągnąłem tatę, a mnie narzeczona – wyjaśnia młodszy - Jako prezent na walentynki dostałem voucher na strzyżenie z goleniem. Przyszedłem, bo chciałem zobaczyć, jakie to uczucie.


- Jak rozumiem, całkiem przyjemne? – dopytuję.


- No cóż, niedługo kupuję własną brzytwę – śmieje się.


Podobne deklaracje padają coraz częściej. Choć operowanie brzytwą to na początku prawdziwe wyzwanie, wielu mężczyzn decyduje się na powrót do tradycyjnej metody golenia. Przy wprawnych dłoniach nie ma sobie równych pod względem gładkości i braku podrażnień. W salonie nie uświadczymy już wprawdzie istotnej części gentlemańskiego rytuału, czyli ostrzenia narzędzia o skórzany pas. W dobie szczególnej troski o higienę, brzytwy wielorazowego użytku ustąpiły miejsca tym z wymiennymi ostrzami. Na koniec pytam, czy panowie nie czują się skrępowani taką kosmetyką.


- A czy jest coś bardziej męskiego od zarostu? - pyta retorycznie Alex.
- Z własnego doświadczenia i opinii klientów mogę powiedzieć jedno: zachwyt w oczach partnerki rozwiewa jakiekolwiek wątpliwości
– mówi z dumą.