PAULINA BIERNAT - "TANIEC TO NAJLEPSZA TERAPIA"

Jest delikatna, eteryczna. Ale też dzika, nieokiełznana. Zmysłowa, seksowna.
Albo ostra, wręcz lubieżna. W każdej z tych ról odnajduje cząstkę siebie, bo jest nie tylko wspaniałą tancerką, ale też kobietą, z krwi i kości! Na parkiecie już nam udowodniła, na co ją stać. A że kocha trudne wyzwania, podjęła nowe – niedawno została coachem. – Nie rezygnuję jednak z tańca! – zapewnia Paulina Biernat – Przeciwnie! Będę leczyć nim ciało i duszę...

Masz w sobie tyle światła! Jak je przyciągasz? Zdradzisz, jaki jest sekret Twojej urody?
Myślę, że to jest kwestia wewnętrzna. Żeby emanować dobrą energią, najpierw trzeba polubić siebie.
Kiedy myślimy o sobie dobrze, czujemy się też lepiej w swoim ciele. Odkąd zaczęłam patrzeć na siebie przychylniejszym okiem, jestem szczęśliwsza – i wydaje mi się, że to widać w moich oczach. Samoakceptacja naprawdę jest kluczem do lepszego życia! A jeżeli chodzi o urodę zewnętrzną, próbuję ją utrzymać prostymi sposobami, czyli dobrą dietą i regularnymi ćwiczeniami fizycznymi. Dbam o siebie na co dzień, bo lubię dobrze wyglądać. Ale wiem, że gdybym zajmowała się tylko ciałem, zapominając o pielęgnacji duszy, nie byłoby tego efektu.

...bo ciało i psyche są nierozerwalnie powiązane. Jako coach wiesz to przecież najlepiej.
Tak. I zawsze powtarzam moim klientkom, że nie ma znaczenia od czego zaczną przemianę – byleby ją zaczęły. Bo jedna kobieta powie: „Dobra, biorę się za siebie”, mając na myśli ciało, a kiedy schudnie i poczuje się lepiej, naturalnie zbuduje swoją pewność siebie. A inna zacznie się zmieniać od tej drugiej strony, czyli najpierw zmierzy się z demonami psychiki, popracuje nad tym, by uwolnić się od przeszłości czy kompleksów i naprawdę polubić, a nawet ukochać samą siebie. Uwielbiam ten moment! Zawsze gdy odkrywam, że mam w sobie małą Paulinkę, wyprzytulałam ją na maksa, na wszystkie sposoby, akceptuję każdą jej część. Oczywiście, temu dziecku w sobie dawno już pozwoliłam wydorośleć, ale... ono wciąż we mnie jest. A fakt, że do samej siebie odnoszę się z tak wielkim szacunkiem sprawia, że... więcej chce mi się robić!

Co konkretnie? Rozwiń trochę tę myśl...

Wiem, że potrzebuję odpowiedniej dawki snu – staram się więc nie „zarywać” nocy. Wiem, że potrzebuję dobrego jedzenia – i dlatego w moim menu jest dużo kaszy, warzyw, owoców. Ale wiem też, że raz na jakiś czas potrzebuję tego, by pięknie się ubrać i umalować, aby wzbudzić w kimś zachwyt. I naprawdę dbam o te wszystkie rzeczy! A to z kolei sprawia, że w naturalny sposób buduje się moja pew­ność siebie. Jeśli chodzi o urodę, to myślę, że najbardziej w życiu pomógł mi taniec. Otworzył mnie. Bo tak właśnie działa! Uwielbiam patrzeć na kobiety, które uczę: jak one pięknieją w tańcu, jakie sta­ją się kobiece, seksowne. Bo w życiu często jesteśmy zablokowa­ne i nieśmiałe, nie pozwalamy sobie na to, aby odsłonić dekolt czy nogę, a w tańcu wchodzimy w pewną rolę, i nagle możemy pokazać siebie od najpiękniejszej strony. Zarówno tej fizycznej, jak i emocjo­nalnej. Naprawdę znam to z autopsji. Taniec był dla mnie pierwszą – ale najlepszą i najskuteczniejszą! – terapią duszy. Bo jest w nim coś tak magicznego... Mogę być w nim szalona, dzika, zwierzęca albo przeciwnie: zwiewna, delikatna. I w każdej odsłonie czuję się piękna. A wiesz dlaczego? Bo tańczę... duszą. Na parkiecie jestem tak pewna siebie i własnej atrakcyjności, że... naprawdę nie potrzebuję już żad­nych komplementów z zewnątrz. (śmiech) W tańcu jestem „najlepszą wersją siebie”. On wyzwala we mnie piękno i szczęście...

 

Kiedyś taniec zajmował Ci całe życie: turnieje, programy taneczne itd.
A jak jest teraz?

Jestem na etapie przebranżawiania się, może nie całkowitego, ale... Powiem inaczej: zrobiłam duży krok ku zmianie w przyszłość, zdoby­wając licencję coacha. Teraz więc dzielę swój czas na swoje dwie wiel­kie pasje. Nadal dużo tańczę, ale zrobiłam też trochę miejsca coachin­gowi, psychologii i całej tej „organizacji kobiecości”. Jak to wygląda? Do południa pracuję w domu nad swoimi projektami czy warsztatami albo umawiam się na jakieś zawodowe spotkania czy nagrywam coś dla telewizji. A wieczorami – trzy-cztery razy w tygodniu – w „Egurrola Dance Studio” prowadzę zajęcia dla kobiet – uczę tanga argentyńskie­go. A pomiędzy tym wszystkim prowadzę warsztaty z dance-coachin­gu i psychoterapii. No i często jeżdżę na różne pokazy ze Stefano, tańczymy na eventach, imprezach muzycznych, teatralnych. Jest ich całkiem sporo, a że poprzedza je porządny trening, trzymają mnie w dobrej formie duchowo-cielesnej. Występuję też czasem na koncer­tach Stefa i zespołu Belli Rielli. I w spektaklu tanecznym „I move you”.

Dużo tego! Zwłaszcza, że wakacje też spędzasz aktywnie! Razem ze Stefano Terrazzzino, swoim partnerem tanecznym, organizujesz dla Polek obozy na Sycylii. Skąd ten pomysł?

Stefano od lat marzył o tym, by stworzyć projekt, który by łączył to, co on najbardziej kocha, czyli Sycylię i taniec. A obóz spełniał oba te warunki. Niestety – jak to Włoch i artysta – choć ma fajne pomysły, to z ich realizacją radzi sobie gorzej (śmiech), więc poprosił mnie, bym mu pomogła w całej organizacji. To było pięć lat temu. Przyjechaliśmy na Sycylię i pokazał mi ją swoimi oczyma. Zachwyciła mnie. I odkryłam, że ma superpotencjał. Że tu można cudownie spędzić czas: odpocząć od codziennej rutyny, oderwać się od problemów, ale i pozwolić sobie na komfort bycia sobą. Pierwszy obóz zrobiliśmy cztery lata temu, trochę eksperymentalnie. I okazało się, że to strzał w dziesiątkę. Że kobiety nam rozkwitają, pięknieją, stają się śmielsze – nie tylko pod wpływem tańca (choć tańczymy bardzo dużo, bo i w hotelu, i na ulicach, i na plaży, i nad basenem). Niektóre śmieją się już, że to jest obóz terapeutyczny. I coś w tym jest.

Bo czasem trzeba gdzieś uciec – niekoniecznie tak daleko – aby od­naleźć samego siebie...

Tak... Dużo kobiet o sobie zapomina. Najpierw myślą o dzieciach, mężu, a o sobie na szarym końcu. Kiedy tu przyjeżdżają nagle się „dzi­wią”: „Gdzie ja w ogóle jestem?! I co tu robię?!”. Przez pierwsze trzy dni trudno im uwierzyć, że mogą myśleć TYLKO o sobie. Gdy to do nich wreszcie dotrze, łapią głęboki oddech, i od­żywają. Rozmawiają z innymi kobietami, dzielą się myślami, doświad­czeniami, marzeniami. Gdy wracają do domu są inne. Często pod wpływem tej terapii podejmują ważne życiowe decyzje. Zresztą, ja też to robię. Na co dzień mam myśli rozsiane, a tu... gdy się wyciszę, odkry­wam swoje cele, i jeszcze bardziej chce mi się walczyć.

Co jest teraz Twoim głównym celem? Wiem, że skrycie nad czymś nowym pracujesz...
Telewizja... Chciałabym zrobić program o kobietach. Bardzo mi się podobała ta praca, którą przez trzy sezony robiłam w „Dzień dobry TVN”, czyli „Para do poprawy”. Ten program był bardzo wartościowy - nie dość że się fajnie oglądał, to jeszcze naprawdę pomagał ludziom. Ja byłam im oddana przez cały czas! Wiedzieli, że mogą zadzwonić do mnie o każdej porze dnia i nocy, że ich wysłucham, coś doradzę, pomogę zmienić życie na lepsze. To było prawdziwe i szczere, dzięki temu działa się magia... Niestety, mnóstwo materiału musieliśmy wyrzucić, bo na antenie mieliśmy jedynie osiem minut. Zainspirowana historiami par, wpadłam na pomysł, by je rozwinąć, tyle że w innej formie. Bo psychoterapia to coś, co mnie fascynuje, i do czego mam talent. Chciałabym pomagać kobietom, które są o ciut od zmiany (to jest najtrudniejszy moment w terapii). Takiej, która np. poznała fajnego mężczyznę, ale boi się mu zaufać, bo ten poprzedni ją zawiódł. Takiej, która musi zmienić zawód, a nie wie, co mogłaby robić. I takiej, która sama musi utrzymać dzieci, bo mąż ją porzucił. Chcę do nich wyciągnąć rękę i pokazać techniki coachingowe, które je wzmocnią. Chcę być dla nich
psychologiem, coachem, ale też przyjaciółką, która je „od serca” wysłucha, zrozumie, pocieszy. Jeszcze nie wiem, która stacja wyprodukuje program, wciąż trwają rozmowy. Ale mam nadzieję, że zdjęcia ruszą wkrótce. I że spotkam na swej drodze wiele cudownych kobiet, którym pomogę zmienić życie na lepsze.

 


I tego Ci właśnie życzę! Dziękuję za rozmowę.
Ewa Anna Baryłkiewicz
Fotografie: Aneta Lepa

 

 

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz