NIE LUBIĘ TRACIĆ CZASU

Nie ma w niej nic z gwiazdy. Jest skromna, serdeczna, empatyczna - zupełnie jak Bogna, którą gra w „Klanie”. Skupia się na pracy i domu. I trzech mężczyznach, których kocha nad życie... Dla Cypriana, Kajetana i ich taty, aktora Emiliana Kamińskiego jest gotowa na każde poświęcenie. Jednak mimo że mąż widzi w niej kobietę idealną, sama wcale się nią nie czuje. - Absolutnie! Bardzo daleko mi do ideału. I nawet nie pragnę nim być. Już dawno z tego wydoroślałam - śmieje się Justyna Sieńczyło. I zaprasza do swojego domu.


Justyna Sieńczyło wywiad z gwiazdą sekret Urody

Spotykamy się w Kamienicy – teatrze, który prowadzisz z mężem. To Wasz drugi dom?
Pierwszy! Zdecydowanie! Spędzamy w nim praktycznie całe dnie: od rana załatwiamy tysiące spraw na miejscu i różnych urzędach, popołudniu mamy próby, a wieczorem spektakle. Mnie czasem zdarzy się wolny dzień (o ile nie wypadną mi zdjęcia w „Klanie”), wówczas zostaję w domu: sprzątam, gotuję, nadrabiam zaległości dotyczące rachunków, napraw itd. Ale mój mąż notorycznie dociera do nas przed północą – gdy nasi synowie kładą się spać – a często zdarza się, że nie wraca w ogóle. Śmieję się nawet, że Emilian mnie zdradza. I to z kim? Ze stuletnią kochanką! Starą Kamienicą. A ja kursuję pomiędzy Warszawą a Józefowem, bo ktoś musi też zaopiekować się naszym drugim domem (tym właściwym), dziećmi, zwierzętami i ogrodem...

Może lepszym rozwiązaniem byłaby przeprowadzka do stolicy? Choćby na jakiś czas...
O, na pewno! Emilian też wielokrotnie proponował, żebyśmy przenieśli się do Warszawy. Ale Kajetan i Cyprian absolutnie się na to nie zgadzają. Ja ich zresztą popieram. Są bardzo mocno związani z Józefowem – tu chodzą do szkoły, tutaj mają kolegów, i ogromny ogród, w którym mogą szaleć. Kochają nasz dom i nie wyobrażają sobie życia gdzieś indziej. I wcale się im nie dziwię – ja też uwielbiam nasz dworek, ogród, psy, bliskość lasu, natury. To wszystko daje mi równowagę...

Traktujesz chyba ten dom jak azyl? Tu możesz zdjąć maskę, naładować akumulatory...
To prawda, ale... lubię też gwar miasta. Może więc kiedyś – gdy będę starsza i mniej sprawna – przeniosę się do stolicy? A może fakt, że żyję na wsi mnie ratuje?.. Wiesz, jak dojeżdżam do Józefowa i patrzę na te stare drzewa, te piękne pola i lasy, czuję się tak, jakbym zdejmowała plecak. Plecak kłopotów, problemów, stresu i presji, który funduje Warszawa. To mi pomaga. Inaczej dawno bym już zwariowała. Zdarza się, że jadę do domu półtorej godziny, ale to ma też swoje dobre strony, bo powtarzam teksty, uczę się nowych ról, słucham ulubionej muzyki. Nie mam więc poczucia straty czasu. Przeciwnie – w podróży załatwiam bardzo dużo rzeczy. Przede wszystkim, gdy jestem w trasie, czuję się wolna. Nikt ode mnie nic nie chce! (śmiech) Czasem tylko komórka dzwoni, ale... jeśli nie chcę, to jej nie odbieram.

Możesz sobie na to pozwolić? Na „Klanie” i Kamienicy nie kończą się Twoje obowiązki...
Tak, gram jeszcze w Teatrze Powszechnym, oprócz tego przygotowuję u nas eventy i imprezy teatralne dla dzieci, wykładam na uczelni i... dużo rzeczy robię. Zawsze taka byłam. Już jako studentka szkoły teatralnej wiedziałam, że wybrałam niepewny zawód. Bo dziś praca jest, ale jutro może jej nie być. Bałam się tego „jutra”, dlatego podejmowałam inne wyzwania. Jestem m.in. pilotem wycieczek zagranicznych. Mam jeszcze w zanadrzu kilka innych profesji, które ratowałyby mnie, gdyby zabrakło dla mnie ról w teatrze czy telewizji. Teraz są takie czasy, że trzeba być „wygimnastykowanym” i mobilnym. Takie podejście staram się wpoić synom. Nie wiem, jaki przyniesie to rezultat. Ale może kiedyś – daj Boże! – pozytywnie mnie zaskoczą?

Twój starszy syn skończył 15 lat, młodszy 10. To jest trudny wiek. Buntują się pewnie?
Jasne, że tak! Przecież to mężczyźni o silnych osobowościach! Ale mają do tego pełne prawo, hormony w nich szaleją. Nie zmuszam więc ich do niczego, na nic nie naciskam. Wiem, że to przyniosłoby odwrotny skutek. O wiele więcej można załatwić rozmową. Widzę, że naprawdę jej potrzebują. Chcą, żeby ktoś przy nich był, pogadał z nimi o prostych sprawach. Staram się więc poświęcać im jak najwięcej czasu. Być mamą, tatą i kumplem w jednym, choć to naprawdę trudne.

Ale chyba – raz na jakiś czas – spędzacie wspólnie trochę więcej czasu – z dala od teatru?
W tym roku polecieliśmy razem na Sycylię. Po raz pierwszy od 14 lat udało mi się wyciągnąć Emiliana na urlop! Ale nie był to wcale dobry pomysł. (śmiech) On, po prostu, nie potrafi się psychicznie oderwać od pracy. Zabrał scenariusze sztuk i zamiast zwiedzać wyspę, siedział w hotelu i czytał. Dlatego co roku jeżdżę z chłopakami, a czasami i z dwiema 20-latkami: moją siostrzenicą i córką Emiliana. A Emilian odpoczywa. Jeśli już „ucieka” z teatru, to nad wodę. Uwielbia rzucić wędkę i godzinami gapić się w spławik. Ja też lubię łowić ryby, ale... nie całe dnie, na Boga! Poza tym, mam dwójkę wariatów, którym muszę dać coś więcej niż wędkę do ręki, bo po pięciu godzinach tej „atrakcji” dostają szału. Mąż jakoś tego nie rozumie. (śmiech)

Justyna Sieńczyło wywiad z gwiazdą sekret Urody

Zdradzisz, w jaki sposób zapewniasz ujście ich chłopięcym fascynacjom i marzeniom?
W zeszłym roku byłam z nimi w Legolandzie. O, tam to dopiero mogli się wyżyć! Marzę, aby pokazać im zbiory najlepszych muzeów, zabytki starożytności... Fascynują mnie mamy, które chodzą z maluszkami po muzeach. Ja ze swoimi „dorosłymi” synami nie mam odwagi. Wiem, że ich największą radością byłoby ślizganie się po posadzkach, do przodu i w tył, i wywalanie się z hukiem. (śmiech) Oczywiście, staram się podsuwać im mądre książki, mówić coś więcej o malarstwie, by mieli pojęcie o sztuce, uwrażliwiać ich na nią – ale chyba jeszcze do niej nie dojrzeli. Może starszy już trochę tak, młodszy jeszcze. Na razie więc czekam. I obserwuję ich. Cyprian lubi pływać i godzinami budować coś z klocków. Kajetan fascynuje się komputerem, więc załatwiłam mu programistę, żeby powoli się wdrażał i za jakiś czas umiał coś więcej niż tylko strzelać do każdego ruszającego się celu i gadać z przyjaciółmi w wirtualnym świecie.

I teraz uczy się przez zabawę! Może niedługo będziecie mieć z niego pożytek w teatrze?
Może. Ale to on sam musi wybrać, co pragnie robić w życiu, do niczego nie chcę go zmuszać. Bo największa radość jest wtedy, gdy praca jest naszą pasją. Natalia (córka E. Kamińskiego – przyp. red. ) już od kilku lat pracuje w naszym teatrze. Może i chłopcy podążą kiedyś naszym śladem? Cyprian już wita z nami gości i powtarza wszystkim: „Ja tu jestem wicedyrektorem”. (śmiech) Chciałabym, by Kamienica to był nasz rodzinny interes, ale czas pokaże, jak potoczą się jej losy. Na razie premiera goni premierę. Serdecznie zapraszam więc do nas czytelniczki „Sekretu Urody”.

A ja, w ich imieniu, dziękuję za zaproszenie. I za miłą rozmowę.

Ewa Anna Baryłkiewicz

 

Magazyn Sekret Urody nr 12 zimowe wydanie